Każdy kiedyś zaczynał.
Lubię czytać dobre książki, mam też swoich ulubionych autorów. W większości przypadków podobają mi się książki moich ulubionych autorów. Chętnie też sięgam po kolejne tomy cyklu czy serii o ile spodoba mi się pierwszy z nich.
Jednak od czasu do czasu trzeba sięgnąć po coś innego, na przykład jakiś debiut. I tak właśnie trafiła do mnie debiutancka książka Anny Krystaszek.
Niestety, ten debiut w mojej opinii jest słabiutki.Przede wszystkim niespecjalnie przypadła mi do gustu forma książki. Nie przepadam za pozycjami, w których narracja przeprowadzana jest w pierwszej osobie. Zdecydowanie wolę zapoznawać się z fabułą niejako „z boku”. Narracja w pierwszej osobie zbytnio narzuca czytelnikowi punkt widzenia bohatera (czy też autora lub autorki). W tej książce mamy kilka głównych postaci i każdy rozdział ma narrację w pierwszej osobie i to prowadzoną przez różne osoby – główne postacie. Zdecydowanie mi to nie odpowiadało.
Kolejna sprawa to sama fabuła – zarówno główny wątek jak i szczegóły. Książka chyba jest skierowana do dorosłych czytelników, ale niektóre przedstawione fakty są na poziomie ucznia szkoły podstawowej. Przykładowo – zabójstwo (i to podwójne) upozorowane na wypadek samochodowy. Ale uwaga: sprawca pozostawia samochód na zakręcie a ofiara nie ma szans na uniknięcie zderzenia, w którego wyniku giną dwie osoby. Czy nikt tego wcześniej nie czytał? Przecież taka historia jest wręcz niedorzeczna.
Dla mnie ten debiut wypada słabo. Nie znaczy to że autorka jest skreślona z mojej listy potencjalnych kolejnych lektur. Każdy przecież kiedyś zaczynał, i to nie zawsze od sukcesu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz